Wśród wielu miejscowości Podola wieś Kuryłowce Murowane niczym się nie wyróżnia. Jednak tylko na pierwszy i bardzo powierzchowny rzut oka. Jeśli się spojrzy w przeszłość i przespaceruje się ulicami, odkryje się bogata historia tego regionu, ślady życia i działalności wielu ikonicznych postaci i różnych narodowości, cenne zabytki pośród malowniczej przyrody.
Dziś Kuryłowce Murowane to wieś typu miejskiego, miasteczko liczące około 5000 mieszkańców. Znajduje się w południowo-zachodniej części obwodu winnickiego, sto kilometrów od Winnicy, centrum obwodowego. Dwie godziny autobusem autostradą w kierunku Mohylowa Podolskiego, a potem trochę ostrzej na zachód – i jesteśmy na miejscu, połączenie komunikacyjne jest w miarę dobre.
Bez wątpienia najciekawszym zabytkiem Kuryłowców Murowanych jest Pałac Komara. To właśnie on jest „atrakcją”, która odzwierciedla przeszłość regionu i stanowi realną wartość. Ale wszystko zaczęło się znacznie wcześniej. Pierwsza wzmianka o Kurylowcach w źródłach pisanych pochodzi z 1493 roku (ten rok jest również uważany za oficjalną datę założenia), chociaż w tamtym czasie była to niewielka osada zwana Czuryłowce, od nazwiska pierwszego osadnika i założyciela, kozaka Czuryła. Później, w XVI w., do nazwy dodano słowo „Murowane”, a nazwę miasto zawdzięcza przedstawicielom ukraińskiego rodu Czurylów, którzy na brzegach rzeki Żwan zbudowali z miejscowego wapienia zamek typu bastionowego. Do dziś zachowały się pozostałości murów, a na ich bazie zbudowano majestatyczny Pałac Komarów.
Najlepiej zachowana do naszych czasów jest kamienna skarpa z XVI w. od strony północnej, wschodniej i południowej, łącznie z podziemnymi sklepionymi kazamatami. Po stronie zachodniej można zobaczyć także fundamenty i ruiny dawnych murów zamkowych.
Ale zanim pojawił się pałac w Kuryłowcach Murowanych, miasto przeżyło znacznie więcej wydarzeń i właścicieli. W 1565 roku mieszkańcy Kuryłowców dostali się w pańszczyznę od polskiego pana feudalnego Polanowskiego. W tych niespokojnych czasach okolica ucierpiała z najazdów Turków i Tatarów, dlatego osada była dobrze ufortyfikowana, a wokół budowli znajdowały się liczne budowle obronne. Później, bardzo blisko Kuryłowców, w ramach wojny polsko-kozackiej toczyły się walki wojska polsko-szlacheckiego z ukraińskimi kozakami. Niektóre godne uwagi bitwy miały miejsce na obrzeżach obecnych wsi Perekoryńce (6 km na wschód) i Petrymany (6 km na północny zachód). Po rozejmie andruszowskim w 1667 r. miejscowość na długi czas znalazła się w posiadaniu Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Magnaci Kossakowscy stali się kolejnymi właścicielami Kuryłowców, które w tym czasie uzyskały prawa miejskie, uzyskały prawo do organizowania jarmarków i stały się ważnym ośrodkiem handlowym dla okolicznej ludności. Przedstawiciel tego rodu, Kazimierz Mikołaj Korwin-Kossakowska h. Ślepowron, przyjął Czuryłowce na warunkach umowy małżeńskiej, gdy poślubił Sofię Czuryłową. Później i przez długi czas to właśnie do tej rodziny należały Czuryłowce. Ostatnim przedstawicielem tzw. czerwonoruskiej gałęzi Kossakowskich był prawnuk Kazimierza Mikołajowa, Stanisław Kossakowski (1721-1765), a jego żona Kateryna (Katarzyna) Kossakowska z Potockich pozostawiła znaczący ślad w historii zarówno rodziny Czuryłowców, jak i w ogóle w historii tamtej epoki i obrazie politycznym.
Katarzyna przeszła do historii jako zdeklarowana opozycjonistka zmarłego króla Polski Stanisława Augusta Poniatowskiego. Stanowisko to wiązało się z wewnętrznym konfliktem Polski i jej poparciem dla konfederatów, a także faktem, że Katarzyna wolała widzieć w roli króla swojego krewnego Feliksa Potockiego. Nie bez powodu w anegdotach historycznych tamtych czasów nazywano ją „praczką Potockich”, ponieważ zawsze i wszędzie wspierała przedstawicieli swojej rodziny i wszelkimi sposobami broniła interesów tej rodziny, wzmacniała jej wpływy. Kossakowska miała także trudne stosunki z rosyjską cesarzową Katarzyną II i jej świtą, w różnych latach Kossakowska albo otwarcie ją wspierała, albo publicznie pojednała się z królem polskim, żeby potem, wraz z początkiem rosyjsko-polskiej wojny, zacząć potępiać jego działalność. Nie złożyła jednak także przysięgi cesarzowej rosyjskiej, dlatego po rozbiorach Polski pozbyła się swojego majątku należącego obecnie do Rosji, w tym Kuryłowców. Jednak nawet będąc ich właścicielką, Katarzyna bardzo rzadko odwiedzała Podole, mieszkając głównie w swoich galicyjskich rezydencjach lub w Europie, zwłaszcza w Austrii.
Przekazanie Kuryłowców nastąpiło w latach 1793-1795, nowym właścicielem podolskiego miasteczka został znacznie lojalniejszy Stanisław Delfin Komar (który wykorzystał także odległe powiązania rodzinne z mężem Katarzyny i obecność wpływowych przyjaciół, i możliwość dochodzenia prawa do dziedziczenia). Wraz z przekazaniem terenu w jego ręce kończy się era murowanego zamku obronnego, a zaczyna era luksusowej rezydencji magnackiej, tego samego pałacu, który przetrwał do dziś. Będąc już właścicielem Kuryłowiec, Stanisław Komar ożenił się z Honoratą Orłowską, córką Jana Onufrego Orłowskiego, właściciela pięknego klasycystycznego pałacu w Maliowcach, na Chmielniczyźnie.
Małżeństwo zostało zawarte w maliowskiej rezydencji Orłowskich w roku 1800. W wyniku tego małżeństwa Stanisław Komar stał się bogatym właścicielem ziemskim, posiadał 4 miasta, 36 wsi i około 10 000 mieszkańców, ale nie posiadał odpowiadającej mu pozycji i majątku rezydencji. Po poszukiwaniach najodpowiedniejszego miejsca wybór padł na Kuryłowce, gdzie na swój czas czekały te same pozostałości zamku obronnego. Mury te ujęto w planie budowy pałacu, a w 1805 roku zakończono budowę nowego pałacu na dziedzińcu starego zamku. Jednocześnie do nazwy miasta dodano słowo Murowane.
Historia nie zachowała nazwiska architekta, który wzniósł ten duży pałac w formach późnego klasycyzmu, jednakże murowanokuryłowiecki pałac jest niezwykle podobny do maliowieckiej rezydencji Orłowskiego, teścia Komara. Być może w projektowaniu brał udział ten sam architekt, być może Komar zapożyczył pomysł pałacu od Maliowców, a wdrożyli go inni mistrzowie, jedno można powiedzieć na pewno – dwa pałace, które dzieli prawie dwie dekady i pięćdziesiąt kilometrów, są do siebie podobne, przynajmniej jak bracia.
Wybierając płaskowyż pod pałac z pozostałościami murów zamkowych, architekci wykorzystali także wszystkie cechy tutejszego terenu, wpisując w niego budowlę. Pałac od strony fasady głównej ze względu na różnice wysokości ma dwie kondygnacje, natomiast od strony parku fasada ma już trzy kondygnacje. Fasada parkowa rezydencji posiada czterokolumnowy portyk w stylu jońskim. Parter to galeria na kwadratowych kolumnach, którą otwierają drzwi frontowych pomieszczeń pierwszego piętra. Balkon zwisający nad parterem miał niegdyś ażurowe balustrady, a jego przedłużenie rzucało głęboki cień, który ostro wyróżniał dwie jasne kondygnacje nad balkonem. Elewację od strony parku flankują zachodnie i wschodnie bastiony zamku, które tworzą tarasy widokowe chronione głuchą attyką. Poniżej, bazując na murach zamkowych, zbudowano dużą galerię, a na jej stropie umieszczono szeroki taras. Za panowania Komarów przynoszono na ten taras liczne wazony z kwiatami, co zamieniało go w prawdziwy ogród.
Jeśli chodzi o galerię, to już w połowie XX w. jej wygląd znacznie się zmienił, położono balustradę z cegieł, wstawiono okna, jednakże galeria nadal prezentuje się imponująco, mimo że została zmieniona.
Po śmierci Stanisława Komara pałac odziedziczył jego syn Aleksandr Komar, który jednak, podobnie jak pozostali członkowie rodziny, odwiedzał rezydencję rzadko. Ciekawostką jest to, że ostatni właściciel Kuryłowców z rodziny Komarów emitował tu własne pieniądze, które były w obiegu w samych Kuryłowcach i okolicznych wsiach. Wtedy było to prawnie zakazane, ale historia dotarła do władz, wybuchł skandal, próbowano wycofać pieniądze, ale miejscowa ludność bardzo to sobie ceniła, więc wycofanie było bardzo trudne i wymagało zaangażowania dodatkowych sił , ponieważ nawet lokalni urzędnicy zignorowali polecenia władz wyższych i nadal korzystali z pieniędzy .
W 1870 roku Aleksander sprzedał pałac admirałowi rosyjskiej marynarki cesarskiej Mykołajowi Chichaczowowi, który stał się ostatnim właścicielem budowli.
Jeszcze za czasów ZSRR, w 1939 r., otwarto tu internat, a od 1958 r. w majątku działa internat sanatoryjno-uzdrowiskowy.
Zachowały się niektóre elementy wnętrz pałacowych.
W dawnej sali balowej, w której mieści się biblioteka szkolna, na suficie zachowały się sztukaterie, rozety, kolumny; w kilku pomieszczeniach pozostały piece żeliwne. W kilku obecnych pokojach dla uczniów znajdują się sztukaterie na stropach, a w jadalni, znajdującej się na parterze, również zachowały się elementy antyku. W prywatnych rozmowach pracownicy szkoły z pewnym zaniepokojeniem wypowiadają się na temat stanu pałacu, a zwłaszcza pozostałości wnętrz, mówią, że chcieliby tu zobaczyć wysokiej jakości renowację, a na razie starają się utrzymać ten stan we własnym zakresie. Na zewnątrz okna zostały wymienione kilka lat temu, ale mimo to fasada wymaga wysokiej jakości i oczywiście kosztownej renowacji.
Oprócz samego pałacu w pobliżu zachowały się zabudowania gospodarcze, stajnie i oficyna.
W ich pobliżu można zobaczyć także pozostałości dawnych, wciąż zamkowych murów, a same budowle posiadają ciekawe cechy i uzupełniają zespół pałacowy.
Do pałacu przylega zabytkowy park krajobrazowy, do którego prowadzi łukowy most przerzucony nad fosą. Most jest tego samego wieku co posiadłość, ale park został założony w XVIII wieku po obu brzegach rzeki Żwan i został zrekonstruowany podczas budowy pałacu. Odbudowy dokonał słynny irlandzki botanik i mistrz ogrodnictwa Dionizjusz Mackler, który urządził niejeden park, który słynie do dziś. Podobnie jak przy planowaniu innych swoich dzieł, także w Kuryłowcach Mackler zastosował swój styl, który charakteryzuje się wykorzystaniem wszelkich cech lokalnej przyrody i krajobrazu oraz wprowadzeniem przemyślanych akcentów, podkreślających piękno i przekazujących sens zainwestowany w projekt.
Tutaj akcentami tymi stały się naturalne skały, pośrodku których ułożono kręte alejki oraz wykonano kamienne ławki i stoły, które przetrwały do dziś.
Wśród elementów, które były w przeszłości, można znaleźć informacje o pawilonach i pensjonacie. Do pierwotnej architektury pałacowej należy funkcjonujący do dziś most trójłukowy na rzece.
Park jest pomnikiem sztuki ogrodowo-parkowej i pomimo nieco zaniedbanego wyglądu pozostaje bardzo piękny, skały i oryginalne kamienne elementy wykonane przez człowieka są bardzo romantyczne i fotogeniczne, dlatego o każdej porze roku i pogody spacer po parku przywołuje na myśl wiele emocji i zapada w pamięć na długo.
Na wzmiankę o romantyczności i lirycznym nastroju od razu przychodzi mi na myśl jeszcze jedna kultowa postać Kuryłowców Murowanych, Delfina Komar. Córka Stanisława Delfina Komara, urodziła się właśnie tutaj, w majątku, w marcu 1807 r.
Dziewczyna ta, obdarzona urodą i talentami, pozostawiła znaczący ślad w kulturze europejskiej, gdyż utrzymywała bliskie kontakty z wieloma artystami tamtych czasów, a jej dedykowano liczne dzieła malarskie, muzyczne i poetyckie. Ale później stała się „Muzą polskiego romantyzmu”, a życie osobiste rozpoczęła nieszczęśliwie od małżeństwa z Mieczysławem Potockim. Okazał się tyranem skłonnym do przemocy, obrażał Delfinę pod każdym względem, okazywał okrucieństwo, więc w końcu wyjechała do Paryża i tam została, czyli faktycznie uciekła.
W Paryżu prowadziła aktywne życie towarzyskie i na jednym z przyjęć poznała kompozytora Fryderyka Chopina. W tym czasie zdobywał dopiero status wielkiego muzyka, jednocześnie pobierając lekcje gry na fortepianie i to właśnie jako pedagog został zaproszony do Delfiny. Nawiązała się między nimi znajomość, długo korespondowali, a słynny kompozytor zadedykował później swoje utwory, m.in. walc „Minutka” i koncert fortepianowy f-moll op. 21. Pozostali przyjaciółmi do końca życia, Delfina wspierała Chopina w czasie jego ciężkiej choroby, była przy nim, śpiewała dla niego, a śmierć postrzegana była jako tragedia i nosiła czarne ubranie na znak żałoby po nauczycielu i przyjacielu.
We Włoszech jej urodę podziwiał także polski poeta Juliusz Słowacki. A Adam Mickiewicz, kolejna ikoniczna postać polskiej literatury, nazwał Delfinę „wielką grzesznicą”. Później Delfina stała się muzą Zygmunta Krasińskiego, jednego z najwybitniejszych polskich poetów epoki romantyzmu. Wpływ Delfiny na jego twórczość był ogromny. Epoka kilkuletnia – 1839-1843 – to epoka miłości dwojga ludzi i epoka największego rozkwitu twórczości poety. Ale zakochani nie mogli połączyć swoich losów. Na żądanie ojca Krasińskiego, od którego Zygmunt był finansowo zależny, poślubił Elżbietę Branycką. On i jego żona utrzymywali przyjazne stosunki z Delfiną. Czasami się spotykali i nadal korespondowali ze sobą, tak jak poprzednio. Z ponad 5000 listów zachowało się jedynie około 700 i uważa się je za arcydzieło epistolarnej twórczości europejskiego romantyzmu.
Zygmunt Krasiński zmarł w Paryżu w 1859 roku w wieku 49 lat. I znów, podobno jak w żałobie po Chopinie, Delfina założyła czarny strój. Być może w jej duszy odbiły się echem słowa jego wiersza, skierowanego do niej: „Módl się za mnie, abym pewnego dnia spotkał się z Tobą u Boga w niebie po wiekach wieków”. Zygmunt Krasiński pozostawił po sobie bogate dziedzictwo poetyckie. Dramaty „Boska komedia” i „Iridion” to szczyty jego twórczości. Jego liryki uznawane są za perły polskiej poezji.
Jeśli chodzi o Delfinę Potocką (z domu Komar), to jej droga życiowa i fakt, że przypadła ona na epokę wiktoriańską o dość surowych obyczajach, jest po prostu niesamowita. A jej osobowość dodaje wartości jej małej Ojczyźnie, małej podolskiej wiosce Kuryłówce Murowane, miejscu o tak bogatej historii, którego głównym klejnotem jest wciąż piękny i elegancki pałac. Na pewno warto tu zajrzeć, przespacerować się po parku, usiąść na kamiennych ławkach wymyślonych przez słynnego Macklera, spróbować uchwycić ducha starożytności, przespacerować się ścieżkami postaci historycznych, dotknąć murów, które służyły jako niezawodna ochrona już 5 wieków temu i w ogóle poczuć piękno przyrody Podola, rzeki Żwan z jej stromymi brzegami, tamtejsze niemal górskie krajobrazy, zobaczyć klimatyczne uliczki wsi, w której również nie brakuje elementów murowanych.
Ta kraina i jej bogactwa wciąż czekają na zainteresowanych gości, a całkiem możliwe, że wciąż czekają na nas nowe odkrycia, nowe badania i bardzo chcielibyśmy, aby nadeszły lepsze czasy i pałace rozsiane po całym Podolu, zostały odnowione, żyły długo i cieszyły wszystkich ludzi.
Autor- Wira Wołoszyna
Tłumaczenie i redakcja- Lena Semenowa